W 1995 roku został
opublikowany pewien ważny utwór, który zostawię poniżej tego postu. Zawarto w
nim tyle smutnej prawdy, że nie sposób przejść obok niego obojętnie.
W wyniku
ostatnich wydarzeń zaistniałych w naszym kraju postanowiłam napisać parę słów od
siebie. Nie znam się na polityce, nie jestem ani po lewej, ani po prawej
stronie, dlatego też nie zamierzam prawić żadnych racji w tym zakresie. Znam
się za to trochę na ludziach i widzę, że spora część żyjąca w teraźniejszości
zgubiła gdzieś po drodze wartości, które zawsze powinny nam towarzyszyć.
Szacunek do drugiego człowieka stanowi coraz większy problem, bo nie potrafimy
go kompletnie okazać. Dlaczego? Przytoczę kilka argumentów z wielu. Mówi się,
że ludzie pokolenia Y słabiej radzą sobie z emocjami niż pokolenie ich
rodziców. Tym pierwszym wydaje się, że świat leży u ich stóp i ma on do
zaoferowania dosłownie wszystko, dzięki czemu z łatwością można to
"wszystko" posiąść lub osiągnąć. I owszem, jeśli się postaramy
wystarczająco mocno, będziemy pracować rzetelnie i efektywnie, to możemy
zdziałać naprawdę dużo. Sęk w tym, że nie da się tego zrobić za wszelką cenę,
wykorzystując po drodze każdego, kto się tylko napatoczy, bo z takim podejściem
w pewnym momencie nie dość, że zostaniemy sami, to jeszcze będziemy psychicznie
i fizycznie stłamszeni. A z takiego stanu trzeba zaczynać często wszystko od
nowa. Poza tym, nie wyniesiemy z takiej sytuacji żadnych sensownych wniosków,
jeśli nie zatrzymamy się i nie pomyślimy, co należałoby zmienić, by żyło się
lepiej. Nie tylko z samym sobą, ale i z otoczeniem. Bo ta "dobra"
ciężka praca powinna wynikać ze zdrowej motywacji i takiego samego
zaangażowania, rozsądnego myślenia oraz współpracy z innymi. A trzeba pamiętać,
że świat tworzymy MY, więc gdy staniemy się bardziej wyrozumiali, milsi czy
serdeczni, to te wszystkie dobre rzeczy wrócą do nas prędzej czy później. Kolejną kwestią jest to, iż wiele osób odczuwa zagubienie. I nieważne, czy jest
ono chwilowe, czy permanentne, bo pierwsze jego skutki są dokładnie takie same.
W końcu nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, prawda? Często zamiast
działać, porównujemy się do innych, którzy są na "lepszym" etapie w
życiu, jeśli nie na najlepszym. I tutaj może pojawić się totalna demotywacja,
bezradność, a nawet zazdrość. Tylko po co komplikować sobie życie w ten sposób,
jeśli można powiedzieć do siebie: "Świetnie, że się Jej/Jemu udało. To
znaczy, że osiągnięcie tego celu jest naprawdę możliwe. Będę robił/(a) swoje,
aż w końcu też mi się uda." Czerpanie radości z powodzenia innych jest
znacznie przyjemniejsze i zdrowsze niż złoszczenie się na świat, że nam coś nie
wychodzi. Każdy potrzebuje czasu na poukładanie swoich spraw, a kontrolowanie
złych emocji wymaga nie lada cierpliwości i wytrwałości. I to jest zupełnie
normalne. Nikt nigdy nie będzie idealny, ale jeśli możemy w jakikolwiek sposób
zapobiegać przykrym sytuacjom, do których sami doprowadzamy, to dlaczego by
tego nie robić?
Tak więc
rozmawiajmy dużo, gódźmy się często, życzmy innym dobrze i żyjmy w zgodzie ze
światem. Bo życie ma się tylko jedno. A.
To prawda, szacunek dla drugiego człowieka stanowi coraz większy problem i to jest bolesne. Najgorzej, że rozmawiam często ze znajomymi, którzy mieszkają za granicą i mówią, że tam jest zupełnie inaczej, więc czyżby to po prostu siedziało tylko w naszej mentalności? Warto robić mimo wszystko dobro i się nie poddawać, może z czasem to się zmieni.
Wydaje mi się, że ludzie bardziej doceniają obecność drugiego człowieka na obczyźnie, gdzie wszystko jest inne niż rzeczy, które znaliśmy od dziecka. Jeśli coraz więcej osób będzie nastawionych pozytywnie do życia, to i u nas nadejdzie ten lepszy czas ;>
Zazdrość i wkurzanie się na innych, że im się powodzi, a nam nie, nigdy nigdzie nas nie zaprowadzi. Sprawi jedynie, że będziemy stać w miejscu, zamiast się rozwijać.
Ludziom brakuje szacunku dla innych ich osiągnięć. Zamiast komuś pogratulować i wziąć się do roboty to wola narzekać jaki to ich los jest ciężki i hejtowac innych za ich osiągnięcia.
U nas brak szacunku bierze się z frustracji. I przeważnie powoduje też zazdrość, a w skrajnych przypadkach nienawiść. I do tego jeszcze ten brak słońca...
Zastanawialiście się kiedyś, w jakich okolicznościach poznaliście swoich najbliższych przyjaciół? Na domówce u znajomych? W szkole/pracy? A może w trakcie nudnego wykładu na uczelni? Byliście wtedy smutni czy radośni? To ostatnie pytanie będzie miało największe znaczenie w dzisiejszym poście. Zaciekawiła mnie ostatnio pewna prawidłowość w działaniach ludzi, którzy mnie otaczają. Każdy pragnie wywrzeć jak najlepsze pierwsze wrażenie na osobie, która nas w jakiś sposób zaintrygowała i chcielibyśmy ją poznać bliżej. Ale czy zwrócilibyśmy na nią uwagę, gdyby pośród tłumu siedziała cicho i niepostrzeżenie, nie posyłając serdecznego uśmiechu w naszym bądź innym kierunku? Wtedy interakcja zmieniłaby się diametralnie, choć nie w przypadku każdego. Będąc w miejscu, w którym zakładamy, że chcemy odpocząć, zabawić się i odciąć na chwilę od swoich codziennych problemów, raczej nie myśli się o tym, by spieszyć komuś z pomocą przez zwykłą rozmowę. A taka rozmowa może naprawdę wiele zdziałać,...
Nocą świat wydaje się kompletnie inny. Otwiera Ci oczy i umysł na rzeczy, których nie dostrzegałaś/eś w ciągu dnia. Na to, że na niebie gasną nie tylko burzowe chmury. Na to, że słychać szelest liści, który za dnia jest zagłuszany przez silniki samochodów. Na to, że lekki wiatr na policzkach nie zwiastuje chłodu, ale rześkość i świeżość. Noc otwiera też na coś nowego. Coś zupełnie nieznanego. Coś bliżej niezidentyfikowanego. Jesteśmy wtedy w stanie zrobić więcej i powiedzieć więcej. Przełamać się do zrobienia czegoś, czego nie zrobilibyśmy w tłumie ludzi spacerujących i obserwujących za dnia. Niewątpliwie jest w tym jakaś magia. Nawet muzyka w słuchawkach czy w samochodzie brzmi całkiem inaczej niż zwykle. Melodia nabiera większej lekkości i harmonii, a słowa głębszego znaczenia. Z tych słów rodzą się kolejne - ulokowane tym razem w Twojej głowie. Taką noc zaliczam do kategorii wspaniałych nieprzespanych. Wspaniałych, bo owocnych. Wtedy rodzą się największe plany i marz...
To prawda, szacunek dla drugiego człowieka stanowi coraz większy problem i to jest bolesne. Najgorzej, że rozmawiam często ze znajomymi, którzy mieszkają za granicą i mówią, że tam jest zupełnie inaczej, więc czyżby to po prostu siedziało tylko w naszej mentalności? Warto robić mimo wszystko dobro i się nie poddawać, może z czasem to się zmieni.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ludzie bardziej doceniają obecność drugiego człowieka na obczyźnie, gdzie wszystko jest inne niż rzeczy, które znaliśmy od dziecka. Jeśli coraz więcej osób będzie nastawionych pozytywnie do życia, to i u nas nadejdzie ten lepszy czas ;>
UsuńSzacunku do drugiego człowieka jest coraz mniej, zadajmy sobie wiec pytanie - czy szanujemy samych siebie?
OdpowiedzUsuńBardzo dobre spostrzeżenie :)
UsuńZazdrość i wkurzanie się na innych, że im się powodzi, a nam nie, nigdy nigdzie nas nie zaprowadzi. Sprawi jedynie, że będziemy stać w miejscu, zamiast się rozwijać.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to co napisałaś. O szacunku można by wiele napisać i dużo powiedzieć... Co tu dużo mówić- szanujmy się wzajemnie.
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać ;>
UsuńLudziom brakuje szacunku dla innych ich osiągnięć. Zamiast komuś pogratulować i wziąć się do roboty to wola narzekać jaki to ich los jest ciężki i hejtowac innych za ich osiągnięcia.
OdpowiedzUsuńZastanówmy się, czy szanujemy dzieci, bo jak one się tego nie nauczą od rodziców, to od kogo mają? Potem nie ma co narzekać!
OdpowiedzUsuńU nas brak szacunku bierze się z frustracji. I przeważnie powoduje też zazdrość, a w skrajnych przypadkach nienawiść. I do tego jeszcze ten brak słońca...
OdpowiedzUsuń